niedziela, 15 września 2013

W kalejdoskopie

Mam na imię Pierina i zdanie „To boli!” słyszę najczęściej. Nie umiem okazywać czułości inaczej, niż dotykając tak mocno, że zostają siniaki. Nie umiem przytulać inaczej niż w sposób, który pozbawia oddechu. Mimo to „kocham Cię!” wykrzykuję z częstotliwością 3 razy na minutę, rzucając się Señoritę, gdy tylko na moment straci czujność.

Mam na imię Lucia, mam 3 lata i mieszkam w domu dziecka. Rodziców nie znam, porzucili mnie dawno temu. Uwielbiam się przytulać i szybko zasypiam na rękach, zwłaszcza gdy ktoś nuci mi piosenki, nie ważne w jakim języku. Nie lubię, gdy przez cały dzień dostaję tylko garść ryżu i bułkę, bo nic innego nie ma.

Mam na imię Derex, jestem najmniejszy z czwartej klasy i dlatego często mi dokuczają. Ale jak ostatnio poszedłem do Señority, powiedziałem, że potrzebuję buziaka i go dostałem, od razu przestałem płakać. Choć nie powiem, trochę się wstydziłem.

Mam na imię Nayelli i swoje dwunaste urodziny spędziłam w oratorium. W domu cały dzień nikogo nie było. Zresztą i tak mama mnie porzuciła, a tata powiedział, że nie chce mnie znać. A tutaj przyjaciele przynieśli tort, były prezenty. Wróciłam do domu zapłakana, ale wyjątkowo z innego powodu.

    
    Peruwiański kalejdoskop twarzy, uczuć i doświadczeń w kolorach niezamiecionego piachu i niezmordowanego słońca.