sobota, 23 listopada 2013

Jedyny taki dzień w roku

                 Zaczęło się już po północy od zielonej tablicy w jadalni, kilometrów kolorowych wstążek przyczepionych do wózka i papierowych kotów na klamerkach do bielizny. Nasz Anioł Stróż miał w tym swój udział, budząc nas w ostatniej chwili na Mszę Świętą o 6:45.

               Potem oratorium poranne. Pięć razy prześpiewana po hiszpańsku „Barka”, w tym trzy razy pod hasłem „Ostatni raz, Senorita!”. 30 papierowych serduszek rozsianych po całej auli na różnym etapie malarsko-literackim. Wiecznie hiperaktywny Chici na podłodze koloruje swój kawałek serduchowego łańcucha w rytm dyndających nóg. Aldair cały dzienny zasób energii przeznaczonej do dokuczania kumuluje na zadaniu domowym, aby zdążyć jeszcze przygotować swoje serce. Potem jeszcze dwa maratony przebiegnięte w poszukiwaniu tych, co to wspaniałomyślnie poszli „sprawdzić, czy ksiądz już nie idzie”. Na szczęście to profesjonaliści i w momencie przybycia gościa stanęli na wysokości zadania.

                Dalej - uroczysty obiad. Tablica rejestracyjna na wózku „ALCI 2013” przyprawia wszystkich o ból brzucha i to bynajmniej nie od niestrawnego jedzenia. Zegar daje sygnał do startu i o 14:15 jesteśmy znowu w oratorium. Szkoda, że tylko my. Wciąż w eleganckich ciuchach ruszamy do szkoły w poszukiwaniu naszych codziennych pomocników. Spotykamy Mary, która uruchamia tryb „tylko spróbuj się sprzeciwić” i po 5 minutach mamy już 10 osób do pomocy.

                Oratorium startuje. Jeszcze urodzinowy poczęstunek, najbardziej zafałszowane sto lat, w jakim uczestniczyłam, rzadki gość w postaci idealnej ciszy podczas przemowy księdza, pudding, galaretki i lizaki, po których połowa nie chciała jeść obiadu. A potem to już jak zawsze. Brigitte gubi swój telefon i po pół godziny płaczu znajduje go w torbie koleżanki. Alex i Brayan prześcigają się w pytaniach o sakrament małżeństwa, nie wiem czy z ciekawości czy bardziej z niechęci ćwiczenia tabliczki mnożenia. Chłopcy z czwartej klasy krzyczą, że już chcą katechezę o Dominiku Savio, bo im się nudzi, a Erick, jak balsam na mą duszę, notuje każde słowo. Carlota wykrzywia swoją okrągłą buzię i piszczy „nie wyjeżdżaj!” gdy ktoś ją uświadamia, że jesteśmy tu tylko na rok – tłumaczenie, że przecież jeszcze 9 miesięcy niewiele dało. 16-letni Carlos, robi wszystko, żeby jak najbardziej opóźnić moment zamknięcia oratorium, bo nie chce wracać do pustego domu, i tylko męska duma nie pozwala mu pokazać, jak się cieszy, gdy mówię „mój synku” wyprowadzając go za bramę. 

                Urodziny księdza Alci’ego. Zastanawiam się tylko, kto tego dnia dostał więcej prezentów – on czy ja. I choć te moje rozpakowywało się trudniej – zawartość wynagrodziła wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz